Optyka Minox
Moja pierwsza styczność z optyką firmy Minox miała miejsce dobre 7-8 lat temu. W tamtym okresie szukałem jakiejś w miarę dobrej lornetki, której przeznaczeniem miało być głównie polowanie z podchodu. Chciałem kupić lornetkę o powiększeniu 8-10x i ze światłem około 40mm. Miała to być w miarę lekka konstrukcja, solidna i z dobrymi szkłami.
Wówczas przekonałem się, że lornetki o takich parametrach nie są popularne wśród naszych myśliwych i na rynku wtórnym nie było w tamtym czasie nic godnego uwagi poza kilkoma wysłużonymi egzemplarzami starych Zeissów Dialyt 10×42. Zacząłem rozglądać się w ofercie nowych modeli, niestety czołówka firm Europejskich była poza zasięgiem mojego portfela… Zacząłem wtedy przeglądać co się sprzedaje za wielką wodą i tak wpadłem na trop lornetek Minox.
Lornetki
Minox, chociaż firma Niemiecka, w tamtym czasie przebojem podbijał rynek Amerykański a w Europie ich produkty kierowane do myśliwych nie były specjalnie znane. Ich lornetki zbierały bardzo pochlebne recenzje. Produkty były optycznie bardzo dobrej jakości za w tamtym czasie niewielkie pieniądze. Nastawiłem się na zakup modelu Minox BD 8.5×42 BR, niestety nie udało się go znaleźć w Europie, więc lornetkę kupiłem ze Stanów.
Tak to już u nas jest, że często Europejski produkt taniej jest wyeksportować, kupić w USA, sprowadzić, zapłacić cło i VAT… i wyjdzie taniej niż iść do sklepu… 🙄 Podobnie jest z innymi rzeczami… Sztucer Tikka T3 do niedawna kosztował w USA $350, a i dzisiaj można ją kupić za niewiele ponad $500… Ceny Europejskie często są prawie dwukrotnie wyższe… 🙁
Lornetkę Minox 8.5×42 mam do dziś i jeździ w schowku w samochodzie, jest używana dosyć często do obserwacji różnej zwierzyny i jako zapasowa, ale kilka dobrych lat polowałem z nią jako jedyną lornetką na podchód i latem na rogacze.
W tym roku również miałem okazję używać przez kilka miesięcy nowej lornetki Minox 8×56 BL, która jest bardzo dobrej jakości lornetką nocną i sprawowała się znakomicie.
Lunety
Po sukcesie swoich lornetek Minox wprowadził na rynek Amerykański lunety serii ZA3 i ZA5. Znowu okazały się one sukcesem… i znowu nie dało się ich kupić w Europie… Lunety stanowiły sporą konkurencję dla lunet Zeiss Conquest, były tańsze, linia ZA5 oferowała większy zakres powiększeń. co wtedy robiło się modne.
Kupiłem wtedy lunetę Minox ZA5 2-10×40 z myślą o lekkim sztucerze w kalibrze .243, jednak w końcu zamontowałem ją na sztucerze Tikka M595 w .223 Rem. Pierwsze egzemplarze lunet ZA3 i ZA5 cierpiały na problemy z regulacją ostrość w okularze i trzymaniem nastawów, ale dwa egzemplarze ZA5 które były w moim posiadaniu nigdy nie sprawiły żadnych kłopotów. Polowałem z tymi lunetami jakiś czas i sprzedałem razem ze sztucerem żeby sfinansować kolejny zakup.
Linia lunet ZE5i
Podczas gdy lunety poprzednich serii skierowane były do klientów Amerykańskich, nowa linia lunet ZE5i jest typową linią lunet dla odbiorców Europejskich. Minox ma do zaoferowania kilka modeli od typowo biegowej 1-5×24, przez typowe modele do polowań nocnych z obiektywami 50mm i 56mm, do topowego modelu przeznaczonego do polowania na większe odległości.
Wszystkie modele mają podświetlane krzyże, tubusy 30mm, są również dostępne z szyną wewnętrzną Zeissa. Mi najbardziej spodobał się model z obiektywem o średnicy 56mm i powiększeniem 3-15x.
Minox ZE5i 3-15×56 – pierwsze wrażenia
O ile lunety linii ZA3 i ZA5 były przyzwoicie wykonane i zapakowane, lunety ZE5i to skok jakościowy. Przy pierwszym zetknięciu widać, że ktoś poświęcił czas nie tylko na projekt lunety, ale i na szykowne drewniane opakowanie.
Co w pudełku
W kartonowym opakowaniu znajduje się drewniane pudełko a w nim dobrze zabezpieczona pianką luneta. W pudełku oprócz lunety znajdziemy instrukcję, dwie baterie w specjalnym holderze i szmatkę do czyszczenia szkieł. Czego mi w tym wszystkich brakuje to tradycyjnej osłony typu „bikini” lub gumowych zaślepek podobnych do tych jakie Minox dodaje do lornetek serii BL, czy Meopta do swoich lunet. Jednak można zamówić do nich neoprenową osłonę jakie były dostępne w poprzednich modelach ZA3 i ZA5, jednak ja nigdy nie mogłem się do tego rozwiązania przyzwyczaić, a notorycznie pękających osłon Butler Creek nie lubię…
Budowa
Model który wybrałem to ZE5i 3-15×56 z krzyżem numer 4. Jest to typowy Niemiecki krzyż z podświetlaną kropką pośrodku. Jest on umieszczony w drugim planie, czyli nie zmienia wymiarów podczas zmian krotności. Jest to troszkę węższa wersja gdzie belki są dosyć wąskie i przypomina bardziej krzyż numer 7 znany z lunet Schmidt & Bender. Ma on również jedną cechę, za którą osobiście nie przepadam… Mianowicie kreski na środku nie przecinają się, a zamiast tego umieszczono tam kropkę, która jest dosyć sporych rozmiarów w porównaniu do grubości linii. W dodatku linie nie dochodzą do kropki i miedzy liniami a kropką jest odstęp. Materiały reklamowe niestety nie oddają tego, krzyż w rzeczywistości wygląda jak na rysunku obok.
Nie jest to może wada w lunecie myśliwskiej i w polowaniu nie ma znaczenia, jednak w moim odczuciu psuje trochę całość i utrudnia strzelanie do tarczy na większe odległości. Moim zdaniem dobry podświetlany krzyż nie musi mieć czarnej kropki na środku! Niestety nie wszyscy podzielają to zdanie i wiele producentów, między innymi wspomniany Schmidt & Bender oferują podobne rozwiązania np. w swoich lunetach serii Klassik.
Sama regulacja podświetlenia ma 11 stopni i można je wyłączyć pomiędzy kolejnymi krokami, nie trzeba za każdym razem wracać do pozycji zero. Baterię wsadza się w specjalnym holderze do środka pokrętła regulacji. Holder mieści dwie baterie, jest to dosyć sprytne rozwiązanie, bo zawsze mamy pod ręką zapasową baterię i wystarczy tylko holder obrócić o 180 stopni.
Z tej samej strony znajduje się również pokrętło regulacji paralaksy, które działa płynnie i w lunetach o powiększeniu x15 jest po prostu niezbędne. Pokrętło paralaksy jest wyskalowane od 50m do nieskończoności.
Same pokrętła regulacji krzyża są bardzo precyzyjne i można je wyzerować. Od biedy można je używać do strzelania na większe odległości jeżeli ktoś preferuje, chociaż nie jest to luneta idealna do tego celu. Jeden klik to 1cm na 100m. Zakres regulacji jest wystarczający do zastosowań łowieckich i całość sprawie solidne wrażenie.
Regulacja powiększenia jest bardzo płynna, podobnie jak pokrętło regulacji ostrości. Pokrętło ostrości razem z pokrętłem regulacji paralaksy umożliwiają precyzyjne ustawienie lunety i krzyża na każdej sensownej odległości powyżej 50m.
Generalnie luneta sprawia solidne wrażenie i na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to produkt budżetowy, ale że Minox ma aspiracje dobrania się do tortu „Wielkiej Trójki”, proszę zobaczyć samemu film poniżej.
Film z rozpakowywania
Przystrzeliwanie – Blaser R93 i Minox ZE5i 3-15×56
Postanowiłem lunetę Minoxa obsadzić na Blesarze R93 w kalibrze .243. I tu pierwsze pozytywne zaskoczenie. Minox to chyba pierwsza luneta, którą miałem okazję ustawić dalej od oka w montażu Blasera! Każdy kto miał do czynienia z Blaserem wie o czym mówię. Tradycyjne Europejskie lunety maja dosyć niewielki odstęp od oka (eye relief) i w montażu są wysunięte możliwie blisko oka i obejmy często opierają się o brzeg pokręteł regulacji lub w miejscu gdzie tubus rozszerza się w obiektyw. W najgorszym przypadku lunety nie daje się zamontować bliżej i trzeba robić „żurawia” – wyciągać szyję i nienaturalnie zbliżać oko do lunety – co często skutkuje rozbitym łukiem brwiowym. 🙄 W przypadku Minoxa nie miało to miejsca i mogłem co najmniej 1cm przybliżyć lunetę gdybym potrzebował.
Obraz w lunecie jest bardzo czysty w każdym zakresie powiększenia. Na minimum nie ma irytującego „efektu rury” znanego z innych lunet nawet bardziej znanych marek, jak również na krotności x15 obraz jest czysty nawet na brzegach. W idealnej ostrości obrazu i krzyża bardzo pomaga regulacja paralaksy, szczególnie na nastawach powyżej x12 i większych odległościach.
Samo przystrzeliwanie było bardzo proste i dosłownie kilka kul wystarczyło żeby sztucer strzelał tam gdzie powinien.
Film – obsadzanie lunety i przystrzeliwanie
Jak się Minox ZE5i spisuje na polowaniu?
Bardzo przyzwoicie. Miałem okazję testować lunetę ZE5i 3-15×56 i lornetkę 8×56 Bl przez dobre kilka miesięcy. Udało mi sie upolować kilka sztuk zwierzyny grubej w tym kilka saren i jeleni w pierwszych i ostatnich chwilach legalnej pory polowania. Zarówno lornetka jak i luneta spisywały się bardzo dobrze.
Osobiście cieszę się, że przybywa kolejna Europejska firma oferująca dobre produkty za atrakcyjną cenę. Mam nadzieję, że pojawi się kilka kolejnych produktów i polityka cenowa firmy się nie zmieni. Biorąc pod uwagę, że kolejne nowości „Wielkiej Trójki” to wydatek ponad 10,000 złotych, Minox wydaje się sensowną alternatywą.
Co na sarny?
Jeżeli mówimy o broni, to ja preferuję sztucer. W przypadku saren przydaje się repetier, bo często uda się strzelić więcej niż jedną sztukę. W dodatku, gdy się poluje z podchodu, sztucer jest zwykle lżejszy, niż na przykład kniejówka. Preferuję również syntetyczną osadę ze względów praktycznych. Bardzo lubię klasyczne osady z orzecha, jednak polowanie na Wyspach Brytyjskich w ciągłej wilgoci i częstym deszczu, wyleczyło mnie z tego. Polując z fajnym sztucerem w pełnym drewnie marki Krico, nie mogłem znieść za każdym razem rozkładania, suszenia poszczególnych elementów i wycierania osady. Po prostu było mi szkoda tego sztucera na takie warunki. Szybko się tej broni pozbyłem i kupiłem Blasera R93 w syntetycznej osadzie Professional.
Blaser R93 Professional
Blaser R93 w porównaniu do mojego starego Krico miał same zalety. Wystarczyło pół minuty żeby wyjąć zamek i odkręcić dwie śrubki żeby wyjąć lufę. Wszystko można wrzucić pod prysznic i umyć, wytrzeć i wysuszyć, złożyć do kupy w kolejne pół minuty i sztucer dalej strzela z to samo miejsce. Nie potrzeba przystrzeliwać ponownie broni i jeżeli ktoś jak ja poluje w każdych warunkach, warto porzucić sentymenty i kupić sztucer w syntetyku, który daje się rozkładać na czynniki pierwsze i który potem po złożeniu trzyma nastawy. Blaser R93 sprawdził się pod tym względem znakomicie.
Kaliber .243
Na sarny nada się praktycznie każdy kaliber. Na terenach gdzie występują dziki i są do odstrzału cały rok, dobrym wyborem jest coś w przedziale 7-8mm, bo nigdy nie wiadomo czy w czasie polowania na kozy czy rogacze nie pojawi się gruby dzik… Jednak polowanie i strzał z broni o mniejszym kalibrze jest dla mnie o wiele przyjemniejszy. Dobrym wyborem jest jeden z kalibrów .22, czyli najczęściej któryś z .222 Rem, .223 Rem, lub .22-250 Rem. Dwa pierwsze z nich są dosyć do siebie zbliżone i do granicznego dystansu 200m nie ma między nimi specjanych róznic, chociaż .223 Rem pewnie będzie tańszy w utrzymaniu. .22-250 Rem jest juz sporo silniejszy od pozostałej dwójki, głośniejszy i szybciej zużywa lufę, co w Polskich realiach na dystansach do 200m nie ma większego sensu, bo ta kula pokazuje swoje możliwości przy strzałach na większe niż 200m odległości.
Kula .243 Win z kolei od biedy może być uważana za uniwersalną, w tym sensie że spełni prawne wymagania minimalnej energii 2000J na 100m. Oczywiście nie jest to idealna kula na dziki, jednak z powodzeniem udało mi się z niej położyć nawet spore w tuszy jelenie. Przy odpowiednio dobranej konstrukcji pocisku .243 Win może być dobrą kulą na drapieżniki, skuteczną i mało niszczącą tuszę sarny, czy też w razie konieczności spełnić prawne wymagania minimalnej energii w przypadku strzału do dzików, jeleni, danieli i muflonów.
Moja elaboracja
Pociski Hornady
Każdy kto rozpoczął swoją przygodę z elaboracją amunicji myśliwskiej na pewno spotkał się z produktami firmy Hornady. Powiem więcej, jeżeli ktokolwiek spróbował już elaboracji, na pewno szybko zorientował się, że chociaż jest kilku producentów komponentów w Europie, to w porównaniu do tego co oferują producenci Amerykańscy, jest to kropla w morzu. Prawdopodobnie sam Hornady ma w ofercie więcej pocisków niż wszyscy Europejscy producenci razem wzięci, a jest jeszcze Speer, Sierra i wiele innych. W dodatku na ogół kupując Amerykańskie, jest po prostu taniej…
Hornady ma w swojej ofercie wiele ciekawych pocisków. W przypadku polowania na zwierzynę grubą sprawdzą się tradycyjne pociski SP (Soft Point) InterLock lub bardziej nowoczesne SST z plastikowym czubkiem, w moim przypadku wybór padł na coś co na pierwszy rzut oka wydaje się wyjątkowo kiepskim, jak nie najgorszym z możliwych wyborów…
Kula VMax 87gr
Ale po kolei. W przypadku .243 Win z typową lufą (tak jak mój R93) najlepiej sprawdzają się pociski w przedziale 70-90 grain. Po zakupie sztucera postanowiłem wypróbować i docelowo używać dwóch ładunków. Coś w przedziale 70-85gr na sarny i 100-105gr na grubszego zwierza (jelenie). W przypadku cięższej kuli wybór był w miarę prosty i ze względu na parametry i dostępność wybrałem kulę Sierra Pro Hunter 100gr. W przypadku lżejszej kuli nie mogłem się zdecydować… Jednak do nietypowej w moim mniemaniu decyzji namówił mnie kolega. Polecił mi kulę, która w teorii jest bardzo złym wyborem Hornady VMax 87gr.
Hornady V-Max to kula przeznaczona na drapieżniki (Litera V w nazwie pochodzi od Amerykańskiego słowa Varmint, czyli polowania na drapieżniki często na większych odległościach). Jest to kula z polimerowym czubkiem który zapewnia szybką ekspansję pocisku w tuszy. Hornady oferuje ją w wielu kalibrach i wielu kategoriach wagowych. W samym kalibrze .243″ (6mm) Hornady oferuje pociski 58gr, 65gr, 75gr i 87gr. Tak więc teoretycznie ta kula powinna robić dusze spustoszenie w końcu dosyć drobnej tuszy sarny. Jednak nie miałem powodu wątpić w rekomendację kogoś kto strzelił z tego pocisku kilka setek saren i innej płowej. Postanowiłem VMaxa wypróbować, pomyślałem że w razie czego będę miał coś na lisy.
Vihtavuori N140
Jeżeli chodzi o proch i jego dostępność, to od kilku lat podaż Amerykańskich wyrobów w Europie jest niewielka. Amerykanie wykupują każdą ilość, magazynują po piwnicach i do Europy nie trafia prawie nic… W dodatku ceny wzrosły i są tańsze alternatywy. Jeżeli ktoś decyduje się na elaborację, dostępność komponentów ma kluczowe znaczenie. Nie ma sensu spędzać czasu opracowując recepturę idealnie spełniającą nasze wymagania aby potem odkryć, że nie możemy dokupić pocisku lub prochu i wszystko trzeba zaczynać od nowa… W przypadku prochu, na pewno dobrym wyborem będzie coś z oferty Vihtavuori.
Gdy chodzi o dobór prochu dla .243 Win, dla kul do 90gr dobrym wyborem jest N140, w przypadku cięższych 100gr pocisków dobrze sprawdza się N160. W moim przypadku wybór był dosyć prosty, bo N140 jest doskonałym prochem, który sprawdza się w przypadku .308 Win i który akurat miałem pod ręką.
Łuski i spłonki
Łuski to komponent na którym w przypadku domowej elaboracji można najwięcej oszczędzić. Dobre łuski takich firm jak Norma czy Lapua są dosyć drogie i zakup nowych łusek w sklepie to spory wydatek. Jednak na szczęście jest wielu kolegów, którzy strzelają z fabrycznej amunicji i można ich poprosić o zbieranie dla nas łusek. Jedne z najlepszych łusek robi z mojego doświadczenia Norma, Lapua czy RWS. Oczywiście inne łuski również się nadadzą, najwyżej szybciej trzeba je będzie wymienić…
W przypadku spłonek zawsze dobrze spisywały się CCI200, nigdy nie miałem z nimi żadnych problemów, są powtarzalne i tanie.
Proces elaboracji
Generalnie proces elaboracji jest dosyć standardową i dobrze opisaną procedurą. Może w skrócie przybliżę jak to przebiega i jak to wyglądało w moim przypadku. Może dodam jeszcze, że ponieważ do niedawna nie można było w Polsce zajmować się hobbystycznie elaboracją, brakuje w Polskim języku słów i zwrotów dotyczących procesu elaboracji. Niektóre czynności czy narzędzia nie mają Polskich odpowiedników, lub brzmią obco.
Podstawowym warunkiem jest przygotowanie łusek. Powinny być one przede wszystkim czyste. Na ogół nie wymaga to jakiś specjalnych zabiegów, chociaż czasem używam myjki ultradźwiękowej po usunięciu spłonek. Łuski są wtedy czyste wewnątrz i na zewnątrz i mają czyste miejsce w którym umieszcza się spłonkę. Jest to jedyne miejsce, które warto wyczyścić i w którym na ogół są jakieś nieczystości. Łuski nie muszą być błyszczące, chociaż jak ktoś lubi może użyć specjalnego narzędzia zwanego tumbler. Ja nie posiadam i uważam za stratę czasu i pieniędzy.
Full length i Neck sizing
Po upewnieniu się, że łuski są czyste i wstępnej inspekcji czy nie ma na nich wgnieceń czy innych uszkodzeń, łuski formatujemy. Tu chwila dygresji dla mniej wtajemniczonych, łuska po wystrzeleniu zmienia swoje rozmiary. Ze standardowych wymiarów, jakie ma każda amunicja fabryczna, określonych przez SAAMI (organizację zajmującą się tworzeniem standardów amunicji i bezpieczeństwa) łuska rozszerza się do wielkości komory nabojowej naszego sztucera. Żeby ją ponownie użyć trzeba całą lub część łuski przywrócić do pierwotnych wymiarów. Są dwie możliwości w tym wypadku: FL (Full Length) sizing, czyli formatowanie całej łuski do pierwotnych rozmiarów, lub Neck sizing, czyli formatowanie samej szyjki łuski tak aby pocisk pewnie utrzymał się w łusce, lecz pozostała część łuski poniżej szyjki nie jest formatowana.
W przypadku użycia łusek wystrzelonej z broni dla której będziemy przygotowywać naszą amunicję, formatowanie samej szyjki jest najrozsądniejszym rozwiązaniem, ponieważ łuska posłuży nam dłużej. Po każdym kolejnym wystrzale łuska nie rozszerza się tak bardzo jak przy formatowaniu całej łuski i mosiądz nie „pracuje” tak bardzo. Jest jednak kilka wyjątków od tej reguły. Po kilku wystrzeleniach łuska wydłuży się na tyle, że przestanie się mieścić w komorze nabojowej, możemy zaobserwować niewypały i zamek przestanie się płynnie zamykać ( z reguły po 3-6 ładowaniach) i musimy łuskę przepuścić przez matrycę FL. Drugim wyjątkiem jest używanie łusek w broni automatycznej, z moich doświadczeń również w łamanej, kombinowanej, jak również w dwutaktach firmy Blaser.
W przypadku Blaserów sprawa nie jest tak oczywista i niektóre egzemplarze strzelają poprawnie gdy łuski mają tylko sformatowane szyjki, jednak z moich doświadczeń i kilku innych kolegów wiem, że bezpieczniej jest łuski przeznaczone dla Blaserów sformatować po całej długości łuski. Dla dociekliwych, co się stanie gdy użyjemy matrycy Neck sizing w Blaserze? No właśnie…. ta jedna kulka może nie wystrzelić kiedy wyjdzie nam zwierz życia… Tak więc w przypadku dwutaktów Blasera bezpieczniej jest użyć matrycy FL. W przypadku matryc FL należy użyć jakiegoś rodzaju wosku lub smaru żeby ułatwić pracę prasy i żeby łuska nie utkwiła w matrycy.
Każda matryca, czy to NS czy FL usuwa również wystrzelona spłonkę. W wyniku każdego kolejnego strzału i procesu formatowania ścianki łuski stają się coraz cieńsze i co za tym idzie łuska wydłuża się. Tak więc po formatowaniu łusek warto sprawdzić ich długość i skrócić do zalecanego wymiaru, lub jeszcze lepiej sprawdzić która z naszych łusek jest najkrótsza i pozostałe skrócić do tego najkrótszego wymiaru. Można w tym momencie umyć łuski w myjce ultradźwiękowej, lub chociaż wyczyścić miejsca w których osadzamy spłonki.
Dodatkowym zabiegiem, który ułatwi nam sprawę w czasie osadzania pocisków jest tzw. chamfering, czyli proces niewielkiego nacinania łuski od wewnętrznej strony szyjki. Ułatwia to osadzanie pocisków w szyjce i nie zostaję one uszkodzone ostrą krawędzią łuski.
Dodatkowo można jeszcze „zuniformować” (kolejne ze słów, które ciężko przetłumaczyć…) gniazda spłonek, co jest czasem konieczne w kiepskiej jakości łuskach (patrz film poniżej) lub z wyjątkowo ciasnymi gniazdami (np. Federal) czy ze spłonkami zaciśniętymi w łusce (głownie wojskowego pochodzenia, częste w przypadku .223 Rem i .308 Win).
Gdy łuski mamy gotowe, powinniśmy osadzić w nich spłonki. Jest to w sumie jedyny moment w trakcie całego procesu elaboracji, który w przypadkach jakiejś szczególnej nieostrożności, można uznać za niebezpieczny. Warto mieć jakieś okulary ochronne podczas tej czynności. Chociaż mi nigdy nie udało mi się zdetonować spłonki, nawet używając młotka i Lee Classic Loader to warto mieć okulary pod ręką ( i majtki na zmianę jak jednak uda nam się odpalić spłonkę… 😉 ). Jednym z najbardziej popularnych narzędzi do osadzania spłonek jest tanie ręczne narzędzie Lee Auto Prime. Mi najbardziej przypadła do gustu nowa ulepszona wersja tego klasyka, jakim jest narzędzie firmy Lee – Ergo Prime – z ulepszonym bezpiecznym systemem podawania spłonek i nową ergonomiczną rączką.
Potrzebna nam będzie jakaś precyzyjna waga do odmierzania prochu, najlepiej tradycyjna. Dobre wagi cyfrowe sporo kosztują, ciężko je skalibrować i nie są odporne na zakłócenia, temperaturę, itp. Wsypujemy wybraną miarkę prochu do łuski ze spłonka i osadzamy w niej pocisk. Warto na początek osadzić pocisk do zalecanej w instrukcji głębokości. Zbyt głęboko osadzony pocisk może wytworzyć większe ciśnienie, podobnie jak za daleko wysunięty pocisk, który po załadowaniu do komory opiera się w lufie o bruzdy.
Więcej szczegółów na temat każdego z procesów: formatowania, przygotowania łusek, osadzania spłonek, pocisków czy doboru prochu postaram się omówić w kolejnych wpisach, jeżeli będzie takie zainteresowanie (skomentuj ten artykuł).
Wybór naważek prochu
Najprostszą metodą doboru naważki prochu do naszej broni jest zrobienie kilku (ja najczęściej stosuję 5) testowych ładunków począwszy od zalecanego minimum (na ogół 90% naważki maksymalnej) do, lub w okolice maksimum. Najlepiej korzystać przy tym z danych i tabel producenta prochu. Jeżeli jest więcej dostępnych źródeł, np. producenta pocisku i nie pokrywają się ich dane, to warto dostępne dane uśrednić. Gdy nasza kula nie figuruje w tabeli, należy użyć kolejnej możliwie zbliżonej wagowo.
W moim przypadku najnowsze tabele Vihtavuori dla prochu N140 kończą się na pociskach 80gr… Kolejne pociski w tabeli 85gr i 90gr producent zaleca proch N150 i N160. Jednak inne źródła podają dane dla prochu N140 i pocisków o wadze 87gr i zalecają zaczynać proces od 31.5gr a maksimum stanowi 37gr.
Postanowiłem więc stworzyć pięć różnych ładunków z naważkami prochu zaczynając od zalecanego minimum 31.5gr w odstępach 1.3gr. Ponieważ Blaser R93 ma tylko 3-nabojowy magazynek (czwarty nabój do komory) zrobiłem po 4 kule z każdą naważką prochu. Miałem więc 20 kul do wystrzelenia i przetestowania.
Wszystkie pociski osadziłem do całkowitej długości 3.180″ (zmierzonej przy pomocy komparatora) lub 2.685″ (68.2mm) mierzonej od czubka pocisku do denka łuski. Tu mała dygresja: do elaboracji amunicji niezbędnym narzędziem jest dobra suwmiarka, najlepiej gdy mierzy w calach. Dygresja nr 2: większość źródeł i tabel nie używa systemu metrycznego i warto się przestawić na myślenie w calach, grainach i stopach na sekundę…
Próbne strzelanie
Ustawiłem tarczę w odległości 100m i zacząłem strzelanie. Ważne jest aby za każdym razem oglądać wystrzelone łuski i przestać po pojawieniu się śladów nadmiernego ciśnienia. Tymi oznakami nadmiernego ciśnienia są spłaszczone spłonki czy ciężko otwierający się zamek broni.
W moim przypadku nie zaobserwowałem żadnych śladów nadmiernego ciśnienia. Strzelało mi się dosyć dobrze, za wyjątkiem jednej kuli z grupy nr 4, która mi uciekła i od razu w momencie strzału wiedziałem, że zerwałem w prawo… 🙁
Dwie grupy – pierwsza i czwarta – okazały się godne uwagi, chociaż wszystkie nadawały się do celów łowieckich… Wybrałem grupę 4, która na tarczy nie była najlepsza – 1.4″ (36mm) – ale nie licząc zerwanego strzału, okazała się najlepsza 0.5″ (13mm). Udało mi się to następnego dnia zweryfikować, gdy załadowałem jeszcze kilka kul z tą naważką 35.4gr prochu dla potwierdzenia. Później okazało się to całkiem udaną recepturą.
Seria [nr] | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 |
Naważka [gr] | 31.5 | 32.8 | 34.1 | 35.4 | 36.7 |
Grupa [inch] | 0.8 | 1.0 | 1.2 | 0.5 | 1.0 |
Grupa [mm] | 20 | 25 | 30 | 13 | 25 |
Doświadczenia w łowisku
Moje doświadczenia z Hornady VMax są bardzo pozytywne. Jest to szybko rozkwitająca kula co jest zaletą w przypadku strzałów w kark, jednak w przypadku komorowych strzałów za łopatkę jest wyjątkowo skuteczna i wbrew pozorom mało niszczy tuszę sarny, co dla mnie jest bardzo ważne gdy większość dziczyzny trafia na mój stół. Większość sztuk albo padła w ogniu lub po dosłownie kilku krokach. Wszystkie sarny miały przestrzał i ranę wylotową niewielkiej wielkości. Mięso miało mało krwiaków i było wyjątkowo czyste bez typowych dla innej amunicji odłamków.
Jak w przypadku innych szybkich kul, trzeba uważać na przeszkody w postaci traw i gałązek, bo pocisk potrafi rozkwitnąć.
Film
Poniżej film, który nakręciłem podczas procesu elaboracji i wyniki strzelania do tarczy. Więcej podobnych filmów dostępnych w kategorii film->elaboracja. Równocześnie zachęcam do subskrypcji mojego kanału YouTube.