lut 132015
 

Na początku roku łowczy mojego koła wysłał maila z wiadomością, że Zarząd Okręgowy organizuje kurs weterynaryjny dla myśliwych i jeżeli ktoś go nie zrobił, to niech lepiej zrobi. Zrobiłem kiedyś podobny kurs w Wielkiej Brytanii, który oczywiście nie jest respektowany w Polsce… więc zapisałem się, zapłaciłem 100zł i w sobotę rano udałem się na szkolenie. Ponieważ łowiectwo to moja pasja i uważam, że ciągłe dokształcanie się jeszcze nikomu nie zaszkodziło, z chęcią czekałem na rozpoczęcie wykładów. Przeznaczono na nie 2 dni po 8 godzin, prowadzących było dwóch z wydziału weterynarii SGGW, więc zapowiadało się poważnie. Na sali było tak na oko ponad 150 osób, głównie uczestników kursu dla selekcjonerów.

Bardzo ciekawiło mnie też jak ten kurs wypadnie w porównaniu z DSC level 1 i 2, które to kursy zaliczyłem w Wielkiej Brytanii. O ile level 1 jest kursem dla początkujących i głównie teoretyczny jeśli chodzi o aspekt weterynaryjny, to level 2 jest ściśle związany z praktyką i żeby uzyskać certyfikat należy podejść, rozpoznać, strzelić i czystko wypatroszyć trzy sztuki zwierzyny w obecności oceniającego. Właśnie patroszenie, rozpoznanie wszystkich organów, jak również węzłów chłonnych i ich badanie, jest najtrudniejszą częścią uzyskania kwalifikacji DSC level 2. Nie nastawiałem się że ktoś będzie w auli patroszył sarnę, ale przynajmniej pokaże cały proces i na co zwrócić uwagę.

Niestety, nie był to kurs, który najlepiej wspominam. Dużo teoretycznej typowo uczelnianej wiedzy, a mało przykładów i zdjęć. O ile gruźlica była dosyć dobrze przedstawiona i pokazano sporo zdjęć narogów zarażonego żubra, o tyle inne choroby nie były najlepiej przedstawione, a moim zdaniem zdjęcia zmian w narządach są podstawą na takim kursie, zwłaszcza dla myśliwych o niewielkim stażu. Sama informacja, że np. w przypadku tej a nie innej choroby śledziona ma inny kolor niż normalnie na pewno nie jest wystarczająca, czy nie można było pokazać zdjęcia zdrowego i chorego organu obok siebie? Było też kilka filmów, z których szczególnie jeden, z jakichś ćwiczeń w przypadku pryszczycy był kompletnie bez sensu i nie wiem po co był pokazany. 🙄

Były też dwa filmy z patroszenia (jeden Russaka, drugi kręcony wieczorem przy sztucznym oświetleniu…), jednak nie chwaląc się 😆 moje własne chyba lepiej pokazują jak czysto wypatroszyć zwierza i na co zwrócić uwagę przy egzaminowaniu narogów. O ile w Wielkiej Brytanii wielki nacisk kładziony jest na rozpoznanie wszystkich węzłów chłonnych, o tyle tutaj było to zupełnie pominięte, a na filmie oględzin narogów dokonywał lekarz weterynarii w punkcie skupu dziczyzny. Najśmieszniejsze jest to, że od jakiegoś czasu punty skupu nie wymagają, a wręcz odmawiają przyjmowania narogów… Więc, jaki to jest?

Mam wrażenie, że chodzi o to żeby za każdym razem w deklaracji pisać, że nie było żadnych anomalii i wszyscy są zadowoleni… Urzędnicy, bo nie ma epidemii, punt skupu, bo nie ma problemu z przechowywaniem narogów, a w razie czego zwali się na myśliwego, który podpisuje deklarację. Jest też pewnie drugi bardziej przyziemny powód organizowania tych szkoleń – 100zł x 100,000 myśliwych… Jest potencjał…